Zacznę od tego, że synuś skończył dwa tygodnie temu osiem
miesięcy i parę dni temu zaczął raczkować.
Taka dumna byłam gdy zrobił to po
raz pierwszy. :-) Siedział sobie na podłodze i bawił zabawkami, miał tam kilka
grzechotek i piłkę przed sobą. Taką małą. Nagle piłka mu uciekła, patrzyłam na
to i już widziała w myślach jak zaraz będzie płacz, żeby mu ją podać, a tu nie.
Łapki na
podłogę i bach, bach, za piłeczką i idzie. Rączka, nóżka, rączka, nóżka. Ale to
pięknie wyglądało, trasa była bardzo krótka, ale jeszcze w połowie tak się
ucieszył, że się udało, że się do tej piłki zbliża, że zaczął piszczeć
oczywiście, jak doraczkował do niej to
pierwsze usiadł i do buzi tą piłkę. Zaraz
go wyściskałam i gratulowałam mu. Oczywiście synuś nie wiedział o co tej mamie chodzi, ale też wyglądał na zadowolonego.
Mama zaraz za telefon wzięła i a jakże,
dzwonić do taty, babci i kogo się tam da, żeby się pochwalić oczywiście.
Hm… ślicznie mu to szło, taka mała zielona kuleczka
(akurat miał zielony sweter), która się tak śmiesznie poruszała. Zapomniała już
jak rozkosznie to wygląda.
No ale cóż, teraz się już zaczęło, nie jestem mu już
tak często potrzebna do przemieszczania się. Bo mała kuleczka sama sobie może
poraczkować do zabawek, a najbardziej lubi te które zostawiła siostra.
Córka
nie jest z tego zadowolona, bo on wkłada je do buzi i są mokre. Ale za to
mogłam się przekonać czego nauczyła się w przedszkolu, zaraz słychać : ej zmykaj stąd. Nigdy, ani ja , ani mąż tak nie mówiliśmy
do niej, do siebie też nie, może jakieś dziecko tak mówi w przedszkolu. Od
teraz uczymy się żeby córka dała jeden kloce do zabawy synkowi to zostawi
resztę, albo namawiam ją by przyniosła mu inną zabawkę na zamianę. Skutkuję na
razie idealnie.
Zresztą córka zawsze tak była, od samych urodzin synka, była
bardzo za bratem. Całowała go, przytulała i śpiewała, chciała huśtać i pomagać
przy zmianie pampersa. Do dziś mu śpiewa,
jest to zwykłe la, la, ale on lubi
słuchać jej głosu zaraz się uśmiecha. Często gdy się budził i zaczynał płakać,
przybiegała do mnie i mówiła mamusiu on
jest głodny, musisz iść mamusiu i dać mu cyca. Cieszę się, że tak go kocha.
Do dziś wspominam jak układałam ciuszki dla niego, już prawie
przed samym porodem, a ona siedziała ze mną przyglądała się co robię i tak do
niej mówiłam, że to dla dzidziusia, który za niedługo będzie z nami. Wtedy wzięła
jedna z koszulek, przyłożyła ją do mojego brzucha i powiedziała, zobacz to dla ciebie, wychodź już,no wychodź, czekamy.
Mam super dzieci, cieszę się z takich małych rzeczy jak
raczkowanie, ale myślę że, właśnie z takich codziennych sprawach można, mieć czasem
najwięcej radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz