poniedziałek, 30 listopada 2015

oponki

                          

         Dziś z słodkości zrobiłam oponki, razem z pomocą córki, która musi we wszystkim pomóc. No ale jak jej tu odmówić, jak sama przychodzi i mówi” mamo a mogę pomóż, proszę”. 
Więc ona wykrawała kółeczka, dłużej to zeszło, ale ile frajdy było. 

Przepis na oponki z głowy jak to się mówi, może nie idealny, ale oponki świetne wyszły i zostało ich już nie za dużo, bo mąż sobie do pracy spakował. Myślę, że na internecie jest dużo różnych przepisów na oponki. 
 Zachęcam do zrobienia, dużo wychodzi ( chodzi o ilość), nie jest takie pracochłonne i na pewno powinno się udać wszystkim.

Ser miałam taki wiejski, jajka też, od rodziny, także, dziękuję.   


Tu masa do wyrobienia, a poniżej już jak się smażą.






A tu już można konsumować :-) były słodkie nie wymagały nawet pudru. 










sobota, 28 listopada 2015

dla mamy i taty- dziękuję




           Dziś chciała bym bardzo osobiście napisać coś co jest dla mnie ważne. 
Jestem matką dwójki wspaniałych dzieci, z których jestem bardzo, ale to bardzo dumna i tak naprawdę to dopiero, kiedy jest się rodzicem, to zaczyna się rozumieć wiele rzeczy, trochę inaczej niż wcześniej. 
Chciała bym podziękować mamie i tacie. Za to czego wcześniej nie doceniałam, za wszystko co dostałam, a zapomniałam podziękować, za to że często myślałam ja, ja, mamo, ja chcę, ja tego nie mam, a inni mają, czemu nie chcecie mi pozwolić, czemu mi nie dacie tego czy tamtego, ja, ja to chcę, daj, powinnaś, powinieneś. Dziś głupio mi, że się tak zachowywałam, dziś rozumiem lepiej, czemu nie dostałam wszystkiego. Gdzieś, kiedyś przeczytałam, że może rodzicie dali ci wszystko co mieli i wiem, że może chciałeś więcej, ale oni po prostu nie mieli nic więcej do  dania, bo dostałeś wszystko co byli w stanie ci dać. 
Myślę, że to prawda, bo kochający rodzic to nawet gwiazdkę z nieba by ofiarował gdyby się dało. 
Chce napisać, że nie doceniałam czasem tego co miałam. A dostałam wszystko, szczęśliwe dzieciństwo, wspaniałe wspomnienia, może bez zagranicznych wycieczek latem albo zimom, ale czasem co komu po tym.

Cóż kiedyś nie mogłam się pochwalić przed kolegami czy koleżankami niczym wspaniałym, nie miałam segregatora z karteczkami (akurat wtedy to było modne) nowych spodni, pięknych kokard w włosach (i dobrze bo przynajmniej na zdjęciach wyglądam słodko i uroczo i nie muszę ich chować) miałam  za to mnóstwo pomysłów, szalonych dodam. Miałam poobijane kolana zawsze, nigdy się nie nudziłam, wszędzie chodziłam, biegałam, bo zawsze moi rodzice coś robili. Czasem były to nie ciekawe rzeczy, nie, nie co ja pisze to zawsze wtedy dla mnie były nie ciekawe rzeczy. A dziś uważam, że były i te ciekaw i te mniej, ale byliśmy razem. Dziś doceniam nawet to, że byliśmy fajną rodziną, a te nie ciekawe rzeczy dużo mi dały. Mama nauczyła mnie gotować, robić mnóstwo różnych przetworów, wtedy nie chciałam spędzać tak czasu, a dziś chętnie bym się wróciła do tych chwil, gdy zakręcałam słoiki pełne soków, kompotów albo dżemu czy marmolady. Mama z tatą pokazali nam, że to nie ważne, że jesteś dziewczynką, na pewno uda ci się wbić gwoździa, odkręcić śrubkę, pomóc przy malowaniu. Podziwiam ich, że jak wszyscy, oni też mieli problemy, że nie kłócili się często, a przynajmniej ja tego nie pamiętam z dzieciństwa. Pamiętam za to wspaniałe święta pełne rożnych zwyczajów, na które czekałam z taką dziecięcą radością, zimowe kuligi, letnie zbieranie grzybów, hm.... to były czasy.  
Rozumiem mnie każdy o czym piszę kto, miał podobnie. Teraz mam swoją rodzinę i wiem już jak zrobić by dzieciństwo moich dzieci było magiczne. 
Moi rodzice żyją i właśnie  dlatego to chciałam napisać jako takie podziękowanie.  Będąc matką widzę sama ile mi dali i teraz tak w pełni jestem to w stanie zrozumieć. Czasem mam wrażenie, że głupia byłam, albo ślepa, ale tak chyba było. Cóż pozostaje mi napisać tylko jedno. 
Dziękuję 
w końcu rozumiem.  
przepraszam, że tak późno. 


    

poniedziałek, 23 listopada 2015

     



Przeczytałam przez ostatni weekend dwie książki. Chciałabym się podzielić wrażeniami.
Druga książka to:

To tylko dziecko
Malin Person Giolito
Przełożyła: Małgorzata Kłos
Wydawnictwo ; Czarna Owca

  Książka trochę przerażająca i smutna. Kilka razy nad nią płakałam czytając, przyznaję się.
Historia jest w sumie o chłopcu (Alex) który jest trudnym dzieckiem. Bije, kopie, gryzie, rzuca przedmiotami w innych. 
Ma tylko siedem lat, jest mały, a zachowuje się bardzo agresywnie. Dopiero jego nauczycielka odkrywa, że dziecko jest bite i przypalane papierosami. 
Wtedy rusza cała lawina, dziecko zostaje odebrane rodzicom. Matka walczy żeby go odzyskać, tłumacząc, że to ojciec pijak bił chłopca, a że ona go wyrzuciła z domu, więc już nikt nie skrzywdzi jej syna. 
Oczywiście jest tu jeszcze pani adwokat z urzędu, która reprezentuje chłopca, policjant, osoby z opieki społecznej i dużo innych, których losy są szerzej lub mniej opisane. (Akurat to mnie mniej interesowało.)
Sophia (ta pani adwokat) angażuje się dosyć w całą sprawę. 
Ale moja uwagę najbardziej przykuł chłopiec. Kilka razy szłam i przytulałam moją córkę i syna bo było mi przykro, że ktoś tak potrafi krzywdzić takie mała dziecko. 
Książkę przeczytałam w nocy, byłam ciekawa jak się skończy i spodobało mi się, że tak optymistycznie została zakończona. ( w środku nie wytrzymała i musiałam podejrzeć zakończenie tak się martwiłam.) 
Przykre było tylko to, że nikt nic nie zauważył wcześniej. A chłopcu działa się krzywda od urodzenia. Bo może nie był bity od początku, ale myślę, że ktoś kto pozwala by dziecko się wypłakało i zostawia je samo na kilka godzin, też je w ten sposób krzywdzi. Najgorsze było to, gdy z biegiem czytania dochodziło do mnie kto Aleksa tak okropnie krzywdzi.

Ale to już pozostawiam każdemu do odkrycia.
Polecam      



         Przeczytałam przez ostatni weekend dwie książki. Chciałabym się podzielić wrażeniami. Pierwsza to 

List z Powstania 
Anny Klejzerowicz.
wydawnictwo: Filia.

''Kiedy wciąż czujesz przeszłość za plecami, kiedy całymi latami skrada się ona za tobą jak zamaskowany zabójca – nigdy nie odnajdziesz spokoju. Możesz tylko uparcie szukać odpowiedzi, by cię ostatecznie nie dopadła... One tak właśnie zrobiły. Ale czy wygrały z przeznaczeniem? Kto odzyska, a kto straci swoje życie? Dwie kobiety, matka i córka. Kilka pokoleń, jedna zaginiona w powstaniu...''

 Spodobała mi się choć pewnie sama bym po nią nie sięgnęła, namówiła mnie pani z biblioteki. Podsunęła ją i powiedziała, przeczytaj spodoba ci się. No więc wypożyczyłam ją i miała rację, książka faktycznie mi się spodobała skoro ja przeczytałam i to tak szybko J. Dlaczego by po nią nie sięgnęła ?  bo z reguły nie czytam książek historycznych i żałowała bym.
 Zupełnie nie wiedziałam, czego spodziewać się biorąc do ręki tę książkę. Tytuł wskazywał na kolejne nawiązanie do II wojny światowej, pytanie brzmiało tylko, w jakim kontekście to nawiązanie będzie. Powieść okazała się czymś zupełnie innym niż się spodziewałam, polska książka napisana tak, jak lubię, że przeszłość ma wspływ na teraźniejszość. Książka jest czymś w rodzaju sagi rodzinnej, bardzo interesującej, zaczynającej się od wydarzeń i ludzi związanych z powstaniem warszawskim, a kończąca wydarzeniami współczesnymi. Naprawdę dobrze napisany kawałek kryminału, sensacji splątanej z powieścią historyczno- obyczajową.
Książka opowiada historię pewnej rodziny, która zaczyna się właśnie wtedy mniej więcej kiedy wybuchło powstanie warszawskie. Piękna kobieta Hanna (długonoga, chuda z bujnym blond warkoczem- ja to tak rozumiem) zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Wszyscy myślą, że żyje, ale gdzie jest co się z nią stało, dlaczego nie kontaktuje się z rodziną? Same pytanie, nikt jej nie widział i nikt nic nie wie. Po latach kiedy w Polsce rozpoczyna się komuna jej siostra z mężem i małą córką zaczynają jej szukać. Sprawdzają u starych znajomych, u uczestników powstania, szukają po cichu w różnych dostępnych aktach. Najbardziej mnie jednak dziwiło czemu nie mogą natrafić na żaden ślad po niej. Co gorsze cały czas ktoś im przeszkadza, a nawet później utrudnia poszukiwania. Cały czas ktoś im grozi, wydzwania i pisze  anonimowe listy. Niestety ktoś kto nie chce by natrafili na ślad Hanny posuwa się do gorszej rzeczy.
Książka ciekawa, cały czas się zastanawiałam kto jest zdrajcą, kto zabił Hannę i komu, aż tak zależy żeby po tylu latach to nie wyszło na jaw. Kiedy już miałam podejrzanego, autorka uśpiła moją czujność i znowu musiałam się zastanawiać kto to  może być i dlaczego. Oczywiście wszystko się wyjaśnia na koniec. Może, powiem tylko tyle, trochę mnie zaskoczyło zakończenie, miłość może być przez kogoś pomylona z innym uczuciem.
 Bardzo podobało mi się, że do książki zostały wtrącone problemy dotyczące samego powstania, tego czy miało ono sens. Autorka nie ocenia nikogo, podaje poglądy różnych ludzi i tych którzy są za i tych którzy są przeciw. Ja bym to podsumowała tak, że nie ma co gdybać co by było, bo to co już się stało jest historią i nikt tego nie zmienni. 
Polecam przeczytać.         






czwartek, 12 listopada 2015

Kanapeczki :-)


Witam.

Oglądałam ostatnio program na ABC „Niejadki i inne przypadki”, w sumie tylko kawałek. Pani robiła tam pyszne domowe hamburgery, naszło mnie, że też takie zrobię w domu i mężowi do pracy. 
Tak więc zabrałam się do pracy, ale trochę inaczej zrobiłam to niż pani Natalia.


Wzięłam pół kilo mięsa mielonego wieprzowo –wołowego i dodałam do niego startą na drobnych oczkach marchewkę, ćwiartkę selera, i pół papryki czerwonej, posiekałam natkę pietruszki, trochę koperku i szczypiorku, żeby było zielono. J J J  



 Usmażyłam cebulkę na złoty kolor i też dołożyłam. Łyżkę sezamu i siemię lniane oraz bułkę namoczoną w wodzie, jedno jajko, łyżkę kaszy manny no i bułkę tartą, tak żeby to wszystko połączyć. 
Z przypraw to nasypałam lubczyku, pokroiłam dwa ząbki czosnku, sól, pieprz  i trochę papryki czerwonej ostrej.






 Z masy uformowałam kotlety które usmażyłam. 


Później do bułki sałatka którą dałam na koniec bo sobie zapomniałam, kotlecik, ser żółty, pomidor i na koniec jajko sadzone .







 Wyszło pyszne. 
Mi smakowało, mężowi też, dla córy musiało być to trochę okrojone. 
Ona woli gdy wszystko jest podane osobno, a nie razem (czyli nie lubi sałatek, ale woli zjeść owoce albo warzywa w całości). 

A oto jak się prezentują. 

Pyszne polecam spróbować, do tego masy mięsno -warzywnej mi zostało więc zrobiłam z tego pulpety na obiad, do ziemniaków. Czyli dużo wszystkiego, a do tego zdrowo i oszczędnie. 

   

        Mamy już 12 listopad, pogoda na razie całkiem ładna. Oczywiście wybraliśmy się na spacer. Temperatura przyjemna, świeci słońce, mało chmur, lekki wiaterek, po prostu wspaniale. Aż, powiem szczerze, że brakuje mi rannych przymrozków. Taka dziwna ta jesień, pamiętam jak nieraz na Wszystkich Świętych był śnieg, albo bardzo duży mróz. A teraz było bardzo ciepło. Aż mnie zastanawia jak będzie w święta??? 

Niestety młoda trochę kaszle, złapała jakieś przeziębienie. Myślę jednak, że mały spacer jej nie zaszkodzi.
 W ogródku  znalazłyśmy jeszcze kilka poziomek. 





Szybko zostały spałaszowane J J J 



Zauważyłam również, że jedna z róży miała by ochotę jeszcze pokwitnąć ,nie wiem czy będzie jej to dane, zobaczymy jaka będzie pogoda. 




Zachęcam wszystkich do spacerów.