środa, 30 września 2015

album rodziny


        

         Dziś chciała bym podzielić się czymś co przekazała mi moja mama. Chcę też wszystkich zachęcić do skorzystanie z tej rady. Mama powiedziała bym zapisywała to co się dzieje. Kiedy ząbek wyszedł mojej córce, kiedy powiedziała pierwsze słowo, kiedy wydaliśmy więcej pieniędzy na zakup czegoś do domu.                    Wszystko to co jest ważne co dzieje się w tej chwili obecnej, a co z upływem dni miesięcy możne wylecieć z pamieć, a przecież sprawiło nam tyle radości albo przeciwnie tyle zmartwień. Jest to przecież bardzo ważne. Nie jestem długo mężatką, jednak posłuchałam mamy. I powiem tak, że bardzo przyjemnie mi się wspominało to co już było a co zapomniałam. Z uśmiechem i z łzą w oku czytałam to co już było. Zapomniałam jak córka uczyła się chodzić, a przecież dziś już biega do przedszkola. Za chwilę syn zacznie stawiać kroki. A za dwa lata zapomnę, że wstawałam do niego w nocy bo miał kolki a później wychodziły mu ząbki.                       Za pięć lat to już w ogóle zapomnę bo zacznie się coś innego. Ale przyjemnie mi gdy siadam raz w roku, może czasem dwa razy i czytam, to co już za nami.




To trochę jak album który przecież prawie każdy ma w swoim domu. 
         Tak samo piszę też o tym na co wydajemy z mężem pieniądze, co kupujemy na co odkładamy i zbieramy, co wymieniamy i co naprawiamy. Myślę później, ale na to poszło mnóstwo kasy. Piszę na co poświęcamy czas. Często są to krótkie zdania, ale po roku gdy je czytam już wiem, już pamiętam jak to było i co myślałam wtedy. 

        Piszę też o naszych kłótniach, później gdy o tym rozmawiamy człowiek może się sam z siebie pośmiać. Jaki bywa uparty. A w końcu wszystko sprowadza się do tego, że można było tą lub inne sytuacje rozwiązać inaczej. Trochę mniej konfliktowo. 
         Muszę więc przyznać mamie rację, że naprawdę warto sobie tak napisać co się dzieje. Dużo można się z tego nauczyć. Warto taki album prowadzić. To taka nasza historia mojej rodziny.  




ogród

            
           Zaczęła się jesień, pewnie każdy to już zauważył. Chciałabym się pochwalić zdjęciem kwiatów które rosły w moim ogrodzie. Nie robiłam zdjęć każdemu, a szkoda dziś tego żałuję ale kilku mi się udało i zrobiłam. Mam też parę ładny krzewów, które ślicznie kwitnęły.


Te róże dostałam od męża, byłam pewna że się nie przyjmie a ona pięknie rośnie. 




      Nie jestem dobrym ogrodnikiem często się na czymś nie znam. Zdarza mi się że na wiele razy odpowiedzi szukam w internecie na różnych blogach. Naprawdę bywa to pomocne np gdy moja róża zrobiła się biała dokładnie jej liście. Na początku myśleliśmy z mężem, że to może dlatego że sąsiad ma szklarnie z pomidorami i aby tym pomidora nie było za ciepło pryskał je czymś białym chyba wapnem więc myślałem że to ono spadło na liście. Okazało się jednak że to była choroba. Na szczęście udało się róże uratować.







             To moje dalie. Mąż lubi jak kwitną. W tym roku było ogólnie kiepsko z kwiatami. Sucho i trzeba było je dużo podlewać, a i  tak nie urosły za ładne. Gorąco też im było słońce paliło liście niektórym kwiatom.  

         Ta roślina też u mnie rosła nie znam jej nazwy, ale wiem że pewnie moja mama wie jak się ona nazywa. Taka nasza zwyczajowa nazwa dla niej to smarki :-) całkiem fajna nazwa i myślę że do niej pasuje.



         Bardzo lubię przejść się po ogrodzie gdy jest w nim tak ładnie. Nie koniecznie musi być wszystko elegancko posadzone, czasem nieład też może być ciekawy. Myślę, że w ogrodzie najważniejsze jest to jaki nastrój on w nas wywołuje. Lubię poukładane ogrody bardzo przyjemnie się na nie patrzy, ale lubię tez te gdzie różne rzeczy rosną tam gdzie chcą. Albo tam gdzie ktoś je posadził, a za chwile o tym zapomniał i dosadził coś innego. 
        Mój ogród dopiero zaczyna nabierać kształtu.Wszystko przede mną, na razie  zastanawiamy się z mężem jaki charakter mu nadać i co gdzie zasadzić.



poniedziałek, 28 września 2015

syrop\sok z czarnego bzu

             Jak co roku zrobiłam sok\syrop z owoców czarnego. (Szczerze to robię go po raz drugi dopiero :-)) Razem z mężem nazbieraliśmy ich trochę w lesie. Zrobiłam jednej sztuce zdjęcie może nie jest takie dokładne bo to komórką robione zdjęcie, ale myślę że wyszło. Polecam zrobić sobie taki syrop każdemu. 
kiść czarnego bzu




          Osobiście nie przepadałam nigdy za smakiem czarnego bzu. Przyznam również szczerze, że na działce mieliśmy jeden bez czarny, ale go dość okrutnie usunęłam. A później systematycznie tępiłam jego odrosty i teraz już go nie ma. 
         Dziś tego  żałuję ale cóż mądry Polak po szkodzie jak to mówią. Teraz aby zrobić sobie syrop muszę się udać do lasu. 
         Nie będę tu pisać jak wspaniałą rośliną jest bez czarny i jakie ma właściwość, bo chyba każdy o tym wie. Jeśli jednak nie to można dużo rzeczy poczytać sobie na wikipedi o tej roślince. Ja chciała bym podzielić się wspaniałym przepisem .
         Tak jak mówiłam nie przepadam za smakiem, zapachem czarnego bzu. Gdy byłam mała mama tez robiła ten sok, ale mi nie smakował i byłam bardzo oporna w jego piciu. Dziś będąc sama mamą chcę dać dzieciom coś na podniesienie odporności. Preparaty apteczne mają w sobie najczęściej czarny bez. Zrobienie takiego syropu jest dosyć tanie jeśli ma się skąd wziąć owoce. Mój przepis jest świetny. Naprawdę nawet mi smakuje taki syrop\sok który wychodzi. 
        Dopracowałam go tak by na pewno smakował mi, moim dzieciom i mężowi. Oczywiście przypominam, że nie jemy surowych owoców bzu.
       Zalecam ubrać rękawiczki bo sok i owoce mocno brudzą ręce jak i blat kuchenny oraz niestety zlew też:-( 
Oto przepis:
  1. Owoce bzu
  2. Cukier zwykły albo brązowy (ale biły też będzie dobry a jest tańszy)  
  3. Cukier waniliowy
  4. Dwie cytryny
  5. Szklanka soku malinowego (może być ale nie koniecznie ja akurat miałam po ręką to dołożyłam)

Wykonanie:
       Nie napisałam ile ma być owoców, bo za każdym razem zbieram ich tyle ile jest, albo ile potrzebuję. Owoce obieram z gałązek i płuczę w wodzie. Trzeba również powybierać wszystkie żyjątka. Owoce już oczyszczone trzeba zagotować dodając na spód garnka wodę. Ja dałam aż trzy szklanki bo owoce były duże (puchate) i chciałam by się dobrze pogotowały a żeby się przypadkiem nie przypaliły. Gotować długo, aż zaczną owoce pękać, ja gotowałam jakieś dwie godziny. 
      Później ostudzić. Ostudzone owoce trzeba teraz odcedzić. Odcedzony sok znowu stawiamy na palnik i gotujemy. Dodajemy teraz do soku cukier ja do swojego trzy razy dosypywałam cukier, trzeba go po prostu próbować. Do mojego weszło aż półtorej kilo cukru. Dać cytryny (bez pestek ) i cukier waniliowy, oraz sok z malin jeśli ktoś ma . Robiłam akurat dwa dni wcześniej sok z malin to dałam szklankę. 
     Wszystko (te cytryny, cukier waniliowy, sok z malin) po to aby przeciąć jak najbardziej zapach bzu, jego cierpkość. Razem składniki gotujemy chwilę (10-15min). Wlewamy do słoików lub butelek i zakręcone jeszcze pasteryzujemy, żeby się nam nie zepsuły. Ja 20 minut jeszcze gotowałam słoiki, wyszło mi prawie dwa litry soku. 


Tu na zdjęciu prezentuję tylko trzy sztuki.
Nie są to nowe słoiki:-), wszystkie z odzysku. 


      Taki syrop\sok można do wody dodać i pić na zdrowie, albo do herbaty. Albo na łyżkę i do buzi jako syrop. (moja córa akurat tak woli, bo cieszy się że dostaje syropek). Synkowi dodaję trochę do wody. A ja i mąż w herbacie wolimy. 
     Zachęcam do zrobienia, naprawdę dobry smak wychodzi z tego przepisu, taki lekko cytrynowy .

przedszkole dalej....

          Powiem tak udało się, moja córa chodzi do przedszkola. Trzeba było zgłosić się do pana burmistrza, z petycją, ale jest. Radość była duża. No i doczekałam się również tego że po co ja tak wcześnie przyszłam. Mamo ja nie chcę do domu NIE
         Pani kazała dzieci odbierać trochę wcześniej żeby nie siedziały do samego końca. A tu moja córa wcale nie chce wracać do domu. Nie pomogły tłumaczenie że tata czeka w domu bo akurat miał urlop, NIE ja się chcę bawić. 
No i musiałam na nią poczekać aż pani przeczyta jeszcze książeczkę. Ech te dzieci. Teraz jest już lepiej bo wychodzi i ubiera sie z resztą więc kiedy widzi że inni idą to ona też jest skłonna się ubierać i iść do domu. 
      Naprawdę ucieszyłam się że jednak jest, że chodzi.

wtorek, 22 września 2015

Ciekawa książka....

Czytałam ciekawą książkę. Polecę ją każdemu kto lubi takie przygodowe książki. 
Autor to Andy McDermott,
 a tytuł to  Przymierze Genesis. Na odwrocie książki napisane: 
Legenda najstarszej cywilizacji zapomniana przez historię. 
Hm... mnie to zaciekawiło i przeczytałam. 
Choć książka jest trzecią z serii to można spokojnie ja przeczytać, bo każda historia jest o czymś innym, więc spokojnie nie wejdziemy w środek jakiegoś wątku. 
Polecam dlatego, że pokazuje nam inne rozwiązanie, daje do myślenia, co by było gdyby to była faktycznie prawda? Trzeba się trochę zastanowić nad zagadnieniem które porusza. Mnie zdziwiła, szczególnie że długo nie mogłam się domyślić czego szukają i co takiego ciekawego jeszcze można umieścić (znaleźć) w Edenie. 
W takim ogrodzie mogło by być dożo ciekawych rzeczy ale rozwiązanie tej zagadki mnie zdziwiło i bardzo mi przypadło do gustu. Trochę dożo opisów które przyznaję się szczerze omijałam. 
Na pewno jeśli będę mieć okazję sięgnę jeszcze po książki tego autora. 

Ciekawa książka....

Czytałam ostatnio kilka książek. Ja ogólnie dużo czytam jeśli tylko mam czas. Lubie to, chyba dużo osób lubi czytać. Zresztą każdy kto pisze bloga na pewno lubi czytać w końcu dożo ludzi czyta blogi. Chciała bym polecić książkę, taką lekką do poczytania.
 Autorką jest Susan Mallery,
 a tytuł to Słodkie kłopoty.
 Opowieść jest o trzech siostrach, z których jedna opuszcza rodzinne strony pokłócona z rodziną i chłopakiem i wraca po 5 latach z małym synkiem.
 Lektura taka miła i przyjemna. Dużo miłość i dużo problemów.
 Na szczęście nie jest to taki bezsensowny harlequin, dlatego mogę polecić.
 Oczywiście sama dużo też się naczytałam harlequinów więc żeby sobie nikt nie pomyślał, że krytykuję te książki.
 Uważam, że mają one w sobie coś co czasami jest potrzebne każdemu. Zakończenie Słodkich kłopotów jest szczęśliwe oczywiście. 

czwartek, 10 września 2015

przedszkole

           
 
 Zacznę od tego że chciałam posłać córkę do przedszkola. Jest duża, jak na swój wiek, potrafi sama sikać i zgłasza swoje potrzeby. Mówi całkiem wyraźnie i uwielbia bawić się z innymi dziećmi. Więc myślę sobie nadaje się do przedszkola. Dla pewności pytam ją czy chce chodzić na co ona cały czas że tak że będzie się bawić z dziećmi i zjeżdżać z zjeżdżalni (choć w domu ma zjeżdżalnię ale ta na placu zabaw jest zawsze lepsza no cóż tak to jest z reguły). Więc zapisuję ją do przedszkola dokładnie do dwóch. W jednym nas nie przyjęli jak zresztą przypuszczałam, w drugim mówią że nie ma problemu. Jest dużo miejsc nawet mają jeszcze wolne. Fajnie sobie myślę bo nawet blisko domu. Informacje wypuszczone do znajomych i rodziny potwierdzają że całkiem w porządku to przedszkolne. ok wszystko super..... 
         Nadchodzi koniec wakacji kupujemy plecaczek, ręczniczek, pantofle, worek na pantofle, pojemnik na kanapki i jeszcze parę innych rzeczy oczywiście wszystko z ulubionymi postaciami z bajek mojej córki. 
            Jedziemy na rozpoczęcie roku szkolnego. No fajnie, pani dyrektor trochę dużo mówi i mój skarb chce się już iść bawić tak jak mama przecież opowiadała. W końcu idziemy. Ona rzuca się na zabawki tak jak wszystkie dzieci a my mamy słuchamy. Co potrzeba, jakie opłaty i mnóstwo innych informacji. A na końcu taka dziwna informacja że zobaczymy jak to będzie bo pani jest sama i nie dostała nikogo do pomocy. 

  Moja córcia się pobawiła razem z jakaś inna dziewczynką, rozkładały sobie talerzyki i filiżanki na stoliku a później kładły je do zabawkowego zlewu. Z rozmowy z mama dziewczynki wyszło ze jest trzy miesiące starsza od mojej pociechy. Myślę sobie to nie dużo, a wzrostem moja córa jest pewnie wyższa o kilka centymetrów od tamtej. 
 Żegnamy się. Mój szkrab ostatni wychodzi bo musi pomóż krzesła pani poukładać. 
   Na drogi dzień pełen emocji z mojej i jej strony jak to będzie gdy sama zostanie na te 4 albo 5 godzin (przedszkole jest maksimum na 5 godzin) jedziemy.    
      Przebieramy się i co słyszę ze jest za mała, a ona już na sale biegnie z tym uśmiechem . Że przykro im że nie mogą bo jest tylko jedna pani. Ale super mamo zobacz !!!!!! Musi ją pani zabrać. Jak mam na to wyjść??? Może jak nam dołożą jeszcze jedną opiekunkę to może wtedy. mamo pomóż mi ja chyba nie dam lady. No niestety jest trochę dużo dzieci sama pani widzi. oooo udało się udało się!!!! Rozumiem . jesće laz mamo zobacz udało sie .
         Proszę mnie zrozumieć jak ja mam ją teraz zabrać może niech posiedzi choć godzinę, prawie pojadę do domu i przyjadę po nią bo w domu czeka na mnie jeszcze młodszy synek. Został z tatą który na tą okoliczność wziął sobie wolne z pracy. Nie mam serca jej teraz na siłę wyciągać. 
      Pani się zgadza. Nawet nie żegnam się z nią bo przecież za chwilę będę  z powrotem , zresztą już pognała w głąb sali bawić się innymi zabawkami. 
 Wracam do domu tłumaczę mężowi on się bardziej zdenerwował niż ja mówi a co by było gdybyś pracowała, przecież mówili że będzie chodzić, wiesz to nie o to chodzi że musi ale ona się cieszyła i sama chciała. No wiem kochanie wiem. Zabieram młodego i jadę. Jest 15 po dziewiątej wychodzę po schodach a oni prawie na śniadanko idą moja pociech nawet mnie nie zauważa grzecznie trzyma jakąś dziewczynkę za rękę i z swoją kanapką schodzi do jadalni.  Widzę jak siada i otwiera pudełko jak zaczyna jeść . Wchodzi pani? Nie może poczekam i jak zjedzą to wtedy ją wezmę. Dobrze. Wychodzę na górę i czekam a najgorsze jest to że cały czas myślę sobie żeby nie beczę cały czas jest mi tak przykro bo nie tak miało być bo żal mi mojej córki i tego że coś jej obiecałam i nie z mojej winy nie jestem w stanie tego dotrzymać. Już taka jestem . Chciała bym nakrzyczeć, powiedzieć coś do słuchu pani dyrektor, a nie jestem w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. 
      Młody grzecznie siedzi w koszyku. Jakiś chłopiec cały czas płaczę za mamą. Wychodzą do góry. Przychodzą do plecaków odłożyć pojemniki na kanapki i wtedy łapie moją córkę. Mamo wróciłaś nie płakałam a ty po mnie przyjechałaś grzeczna byłam bawiłam sie. Mówi prawie jednym tchem gdy ją ubieram.           Tak córka była grzeczna, bardzo ładnie się bawi. Może się to zmieni to wtedy zapraszamy. Rozumie. I wychodzę. Dużo musiała wysłuchać jak było fajnie. Na szczęście to małe dziecko więc nie pytała za dużo dlaczego . Dobrze bo co bym jej powiedziała, że rocznik jej nie puszcza, bo urodziła się na samym początku stycznia 2013 roku, a nie ostatniego tak jak miała się terminowo urodzić. I dlatego że rocznikowo jest dwulatkiem a ten co jest z 30 grudnia 2012 roku jest trzylatkiem. Hm.... ciekawe co..... no ale cóż tak to jest. Czego nie umie moja córka, ubrać sobie spodni jak zrobi siku, ani wytrzeć się po toalecie. Z resztą jest samodzielna.  Nie wiem może to dziecko z grudnia to potrafi? pewnie tak bo to trzylatek .  Nie chce nikogo obrazić , po prostu bardzo było mi przykro, że jej odmówiono. 
        Czekamy może będzie więcej pań w przedszkolu. Może zobaczę jeszcze tą radość, że tu jest tyle zabawek.(Jak by w domu było ich za mało:-))      

piątek, 4 września 2015

dla czego ....chyba.

Cześć.

Pewnie jak duża część osób postanowiłam zacząć pisać bloga. Dlaczego? Dobre pytanie. Hm.. tak naprawdę sama do końca nie wiem czemu. Może dlatego, że chciała bym się wygadać i mam dużo do powiedzenia.  
Nie, na pewno się nie nudzę, raczej zastanawiam się czy będę mieć na to czas. Hm.. muszę go trochę mieć dla siebie. 
O czym będę pisać ? o wszystkim, a chce pisać o tym co dotyczy mnie i wszystkiego dokoła.  Zapraszam, mam nadzieję,  że będzie fajnie. Na razie nie ma tego dużo, ale będzie więcej.